Żeby była jasność - gotujemy codziennie (coraz częściej możecie zobaczyć co i jak :-)), ale całkiem rozumiem osoby, które tego nie robią, bo nie muszą. Mi też jest bardzo przyjemnie, kiedy w poniedziałek nie muszę gotować, bo wiem, że w lodówce czeka rosołek od Taty. Niestety tylko raz na 1,5 - 2 miesiące :-(
Jadąc do rodziców (jednych czy drugich) zaopatrujemy się w słoiki. Czasem są to domowej roboty soki, ogórki czy kotlety, rosół z niedzielnego obiadu. I bardzo to sobie cenię, jestem szczęśliwa, że mamy takich rodziców!
Sytuacja wygląda tak: nasi rodzice mieszkają 150 - 200 km od nas. Cóż, tak nas wywiała studencka emigracja i tak już zostaliśmy. Staramy się jeździć do nich często - niestety często to raz na 1 - 2 miesiące, z tendencją do wyjazdów rzadszych. Przyczyna jest prozaiczna - coraz więcej rzeczy zatrzymuje nas na miejscu, coraz częściej nasze obowiązki (i przyjemności!) absorbują nas także w weekendy.
Czy gdybyśmy mieszkali bliżej widywalibyśmy się częściej? Jestem pewna, że tak. Ciągnie nas w tamte strony, relacje mamy świetne, więc prawdopodobnie niedzielne obiadki czy sobotnie grille nie byłyby rzadkością. Dużo przez to tracimy. Przede wszystkim czasu i zabawy z najbliższymi i choć bardzo staramy się nadrabiać to nigdy nie będzie to samo.
Rodzice są świetni i wspierają nas we wszystkim, jednocześnie opowiadając, że mamy tak dużo gorzej niż oni gdy byli młodzi! Dlatego też często podsuwają propozycje wsparcia finansowego. Aż tak zachłanni nie jesteśmy (bo przecież możemy zaoszczędzić 10 000 zł w rok :-)), więc z tej pomocy nie korzystamy .
Ale dary w postaci domowego rosołku czy soku z aronii przyjmujemy chętnie :-) Zwłaszcza, że rodzicom bardzo często przygotowując obiad zapomina się, że przyjeżdżają tylko 2 osoby a nie 10. Ale przede wszystkim dlatego, że domowe przetwory są super. Od rodziców przywozimy zawsze rosół i coś ekstra. Tak zhejtowane gołąbki czy bigos też się zdarzył i bardzo smacznie wspominamy. Czasem trafi się domowe ciasto, które też jest super :-) Ale druga strona medalu jest taka, że zawsze też coś do nich zabieramy, tak po prostu normalnie jak w rodzinie :-)
Często korzystamy też z wiejskich czy małomiasteczkowych kontaktów naszych rodziców, które są w stanie "załatwić" nam świeże mięso pewnego pochodzenia, ryby prosto od rybaka, warzywa od rolnika czy wiejskie jaja (od kur ;-)). Kupując je poza naszym miastem w ilościach hurtowych oszczędzamy i kupujemy zdrowiej. Czy nasza zaradność powinna być piętnowana? Nie bądźmy śmieszni!
Czy słoiki są tylko w Warszawie? Nie - jesteśmy w każdym większym mieście. Czy słoiki takiemu miastu szkodzą? Zależy od słoika :-) Ale potrafią zaszkodzić i przysłużyć się w takim samym stopniu jak rodowici miastowi. To kwestia człowieka, a nie pochodzenia. I to warto zapamiętać. Słoik może być obelgą, ale tylko jeśli nas to boli, a dlaczego mamy mieć kompleksy ze względu na pochodzenie?
Czy słoiki są bogatsze? Biedniejsze? Są dokładnie takie jak się urządzą w danym miejscu. Słoiki wszystkich miast łączmy się! :-)
zdjęcie: Steve A Johnson na licencji CC BY 2.0
Ja nie widzę problemu z tym, że przywozi się z domu jedzenia. Super sprawa! Ja bym tak chciala chociaz u mnie zdarza się wybitnie rzadko, bo jakos moi rodzice nie mają takich "odruchów" :D mozna przyoszczedzic sporo pieniedzy. Tu jako ciekawostkę podam przyklad mojej kolezanki z pracy, ktora mama zaopatruje codziennie w sniadania i przekąski a mieszka w jednym miescie - no kto by tak nie chcial?!:D
OdpowiedzUsuńPrzepraszam za iterowki ;) moja klawiatura w smartfonie czasami wie lepiej co ja chcę napisać
UsuńTo chyba całkiem naturalne, że rodzice dają trochę jedzenia swoim dzieciom ;) wyprowadzka tego nie zmienia
OdpowiedzUsuńGosiu, mam 32 lata, z domu wyprowadziłem się 10 lat temu, mam już od kliku lat żonę i córkę, a i tak co tydzień, dwa jesteśmy na niedzielnym obiedzie u rodziców (to samo miasto, kilka km odległości), po którym dostajemy jeszcze wyprawkę na poniedziałek i wtorek. Nie widzę w tym nic złego :)
OdpowiedzUsuńJa biorę od rodziców mięso co tydzień jak jestem u nich na weekend. Sporo siędzieki temu zaoszczędza. Do tego 2 x w roku po świętach też otrzymuję od rodziców to, co zostało ze świąt i jest tego "dużo". Dzięki temu jedzenie nie marnuje się. Jeżeli rodzice daję - to czemu nie brać. Za to mięso i jedzenie ze świąt kupuję co jakiś czas coś rodzicom w podzience :)
OdpowiedzUsuńJa co prawda słoików z domu rodzinnego nie przywożę, ale za to w sezonie mnóstwo świeżych warzyw i owoców z przydomowego ogródka :)
OdpowiedzUsuńWidzę, że więcej osób jest praktykujących w tej materii :-)
OdpowiedzUsuńWszyscy jesteśmy słoikami, bo to osoba która przewozi jedzenie w słoiku. W momencie kiedy kupi się w sklepie dżem, gołąbki, ogórki, sos w słoiku, i przewozi wracając ze sklepu to z automatu stajesz się słoikiem. Wszyscy jesteśmy słoikami, różnica taka że jedzenie domowe jest najzdrowsze.:))
OdpowiedzUsuń@Sylwek mowa o zupełnie innych słoikach! :-)
UsuńA my to nawet więcej - jesteśmy "garnkami" ;-).
OdpowiedzUsuńPozdrawiam Autorkę - imienniczkę i dziękuję za całokształt :-D.
Słoiczki od rodziców to oszczędność ale wolę dostać kaskę od nich i sam sobie ugotować
OdpowiedzUsuńJa również nie widzę nic złego w tym, że od rodziców przywozimy jedzenie. Jest to przede wszystkim oszczędność dla naszego budżetu a wiadomo, że jedzenie od mamusi smakuje najlepiej :)
OdpowiedzUsuńGosiu, trafiłam dopiero teraz na Twojego bloga (żałuję, że tak późno..) i obiecuję odwiedzać go częściej!
www.wymarzonakariera.pl
Miło mi to czytać i zapraszam częściej! :-)
UsuńJak najbardziej będę zaglądać :) Masz swój fan page na Facebooku?
OdpowiedzUsuńMam - link jest na końcu wpisu
Usuńdobry news ;)
OdpowiedzUsuńTeż nie widzę niczego złego w przywożeniu słoików od rodziców. Obu stronom sprawia to równie dużo przyjemności, a ja sama, będąc u rodziców, lubię przygotować dla nich obiad lub upiec smaczne babeczki :) Jedzenie to bardzo ważny element naszej codzienności, a dzielenie się nim jest naturalne :)
OdpowiedzUsuńRodzinę należy wspierać :) a słoików nie ma się co wstydzić!
OdpowiedzUsuńsłoiki są dobre jednak ja wolę skarbonkę świnkę
OdpowiedzUsuńBardzo ciekawy artykuł zgadzam się z nim w 100 % ! Czekam na więcej, sam ostatnio zaczynam oszczędzać, zobaczymy jak mi wyjdzie.
OdpowiedzUsuńNigdy nawet przez myśl mi nie przeszło, żeby wstydzić się bycia Słoikiem. :) Kuchnia mamy jest w końcu najsmaczniejsza na świecie! A teściowa potrafi się obrazić, kiedy nie chcemy zabrać ze sobą wszystkiego, co przygotuje, tłumacząc, że jest nas tylko dwoje, a nasze brzuchy mają ograniczoną pojemność. :)
OdpowiedzUsuńSłoiki, pojemniki próżniowe albo nawet po lodach... Wszystko nadaje się do tego, żeby przywieźć jedzenie od rodziców. Oszczędność jest raczej pozorna jeśli ma się do przejechania kilkaset kilometrów - wtedy zdecydowanie taniej byłoby po prostu samodzielnie usmażyć te schabowe albo ulepić pierogi. Tylko smak nie ten sam... :)
OdpowiedzUsuńNie rozumiem tego wyśmiewania się z przywożenia jedzenia od rodziców. Za każdym razem, kiedy u nich jesteśmy, robią tego jedzenia więcej, niż są w stanie sami zjeść. Obrażanie się na słoiki skutkuje jedynie tym, że masa się zmarnuje. Szkoda pieniędzy i pracy, którą włożyli w przygotowanie tego wszystkiego.
OdpowiedzUsuńSłoiki są wszędzie i nie ma się czego wstydzić, wręcz przeciwnie jedzenie domowe, zdrowe, nieprzetworzone jest teraz bardzo w modzie.
OdpowiedzUsuńDokładnie tak jak mówi przedmówca. Jeszcze jak ktoś ma rodzinę na wsi i potrawy są z naturalnych składników to w ogóle super.
OdpowiedzUsuńDodatkowym plusem jest to że możemy zaoszczędzić sporo czasu i pieniędzy :)
OdpowiedzUsuńTeż biorę jedzenie z domu, nie to że sama proszę tylko dają i sprawia im to radość, a mi ułatwia organizację codzienności
OdpowiedzUsuń